Rafał A. Witkowski

A mnie to Mao Mao.
Czyli bez mrugnięcia okiem,
ale z litością o filozofii chińskiej

z cyklu Errata do współczesności

Niniejsze wywody są moimi wnioskami wysnutymi przede wszystkim po lekturze książki Hajime Nakamury Systemy myślenia ludów Wschodu.

Historię systemu myślenia w Chinach tworzy ciąg przyczynowo-skutkowy oparty o następujące po sobie doświadczenia. Poszanowanie przodków, tradycji, świadomości historycznej, badań historycznych, hierarchii, seniorów rodów, cnotliwych władców występowało już przed Konfucjuszem, który skodyfikował ten fakt w VI/V w. p. n. e. Filozof ów mawiał, że nie tworzy idei, lecz je opisuje. Zatem konfucjanizm był światopoglądem, później religią, która opierała się na doświadczeniu, niewątpliwie stanowiła syntezę ówczesnej myśli chińskiej. I właśnie taki synkretyzm czy też skłonność do syntezy stanowią dzieje filozofii w Chinach. Gdy bowiem konfucjanizm okrzepł i stał się religią dominującą (nad pogańskimi wierzeniami w bóstwa i demony – które zresztą nie były tam nigdy zbyt częste), inne wierzenia, także te, które importowano, dostosowywano do ugruntowanej myśli. Taoizm, pochodzący od Laoziego, bardziej metafizyczny od pragmatycznego, nominalistycznego konfucjanizmu, także miał służyć do budowania doskonałego, sprawiedliwego społeczeństwa przez wskazywanie mu drogi (tao). W I w. n. e. z kolei pojawił się importowany z Indii buddyzm, który skojarzono z konfucjanizmem w ten sposób, że albo uznawano Konfucjusza za samego Buddę, albo za wcielenie Śakijamuniego, albo za jego ucznia, którego wysłał z Indii do Chin; niektóre idee buddyzmu zmieniono, by uzgodnić go z religią dominującą i taoizmem (i tak zrodził się przede wszystkim buddyzm zen), niektóre sutry – święte pisma buddyzmu – sfałszowano. Fałszerstwa dokumentów i innych pism są zresztą obecne w historii Chin bardzo często od ponad dwóch tysięcy lat. Tym bardziej nie uzasadnione jest zatem odwieczne przekonanie Chińczyków o wyższości ich kultury nad innymi (podczas gdy cywilizacja Zachodu oparła się o platońską triadę prawdy, dobra i piękna, fundamentem kultury chińskiej są jednak kłamstwa).

Cały system myślenia Chińczyków stanowi więc konserwatyzm i narzucenie im komunistycznej – „postępowej” ideologi stanowi na nim gwałt. Ten wątek oczywiście rozwinę w dalszej części eseju.

Kwintesencją chińskiego konserwatyzmu jest dawna chińska sztuka, która, podobnie jak japońska, odwoływała się do poprzedników – mistrzów i tym samym była dziedziną, w której zmiany zachodziły bardzo powoli.

Tradycyjne myślenie chińskie jest indywidualistyczne, konkretne (nie przywiązuje się tam wagi do uniwersaliów, m.in. dlatego Chiny nie uznały Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka) i nie opiera się, szczególnie buddyzm zen, o żaden system logiczny, którego tam po prostu brak (takiego jak na Zachodzie np. logika formalna Arystotelesa, sylogizm, dedukcja, indukcja). Uwidacznia się tam nacjonalizm i rasizm, które każą wierzyć Chińczykom o pierwszeństwie ich cywilizacji w czasie, co jest oczywiście kolejnym kłamstwem, w które gawiedź, również ta zachodnia, jest skłonna wierzyć (szczególnie od 1968 r. kiedy to z namaszczeniem i w ekstazie wymachiwano tu Czerwoną Książeczką Mao Zedonga).

Szacunek do wiedzy i chęć zasługiwania na każdą zdobycz to także cechy Chińczyków. Merytokracja obecna w „Państwie Środka” w czasach starożytnych sprawiała, że stanowiska obsadzane były drogą egzaminów, a tym samym tworzyła kompetentne i na ogół sumienne społeczeństwo.

Nieprawdą głoszoną przez niektórych sinologów jest twierdzenie, że w myśleniu Chińczyków nieobecna jest brutalność, że wyzbyci są oni przemocy. Jest to oczywiste wybielanie przedmiotu swoich zainteresowań, badań i sympatii. W starożytnych Chinach praktykowany był endo- i egzokanibalizm. Pierwszy z nich miał zapewniać posiadanie cnót swoich współbratymców, drugi – siły wrogów. Kanibalizm obecny był jeszcze w XX wieku, a miał on na celu odbieranie przeciwnikom godności. Brutalność komunistycznych władz to następny wątek.

Jak wspomniałem, sam komunizm już był gwałtem zadanym na umyśle chińczyka. Dokonywał on kolejnych spustoszeń: trzebienie religii, kolektywizacja kłócąca się z chińskim indywidualizmem, ideologizacja każdej dziedziny; zmuszanie do donoszenia na swoich rodziców kłóciło się z wyniesionym ze starożytności poszanowaniem dla seniorów rodów, dla rodziny. Są to aspekty komunizmu chińskiego identyczne z pierwowzorem sowieckim. Jednak na przestrzeni lat wykształciła się rywalizacja między obu państwami, na czym umiejętnie zagrał prezydent USA Nixon, zyskując w Mao Zedongu sojusznika w zimnej wojnie między Zachodem a ZSRR.

„Wielki Skok”, który miał być wielkim uprzemysłowieniem kraju i miał zapoczątkować jego potęgę gospodarczą, zrujnował Chiny ekonomicznie. W następstwie tego pojawiły się w partii tendencje kapitalistyczne, które Mao Zedong postanowił ukrócić, do czego zwerbował 11 milionów Czerwonej Gwardii i w 1966 zapoczątkował rewolucję kulturalną. Prostackość jego Czerwonej Książeczki wydanej tamtego roku jest kwintesencją prostackości komunizmu. Książka ta, składająca się z aforyzmów Mao rozdawana była wszystkim obywatelom, którzy musieli znać liczne jej fragmenty na pamięć. W ten sposób oraz przez niszczenie tradycyjnych dóbr kultury zastępowano dawne nawyki myślowe nową ideologią. Szczególnie zaciekłą walkę podjęto z konfucjanizmem. Konfucjanizm natomiast przez ugruntowanie od 2500 lat w myśleniu Chińczyków szacunku dla hierarchii, przyczynił się niewątpliwie do uznania nowej władzy. Kult Mao też zawdzięczał wiele konfucjanizmowi. Władza jednak nie potrzebowała uznania, bowiem brutalnie rozprawiała się z opornymi i siała strach w społeczeństwie. Rozprawiała się także z niewygodnymi frakcjami w samej partii, a sprawa Czerwonej Gwardii po rewolucji kulturalnej została rozwiązana, jak tego typu sprawy załatwiano w stalinowskiej Rosji – wielką czystką.

Rozluźnienie na pewien czas nastąpiło, gdy faktyczną władzę w Chinach objął w 1978 r. Deng Xiaoping. Uwolnił on przede wszystkim gospodarkę. Gdy zarzucano mu odchodzenie od komunizmu w ekonomii, mawiał: „Nie jest ważne czy kot jest czarny, czy biały, ważne jest żeby łowił myszy”. I rzeczywiście system stał się wydolny, skuteczny; myślenie chińczyków przeobraziło się, wróciło do swojego utylitaryzmu, pragmatyzmu. Nie zmieniła się natomiast istota partii – polityczny komunizm ukąsił umysły Chińczyków, partia jest wodzowska. Cesarza zastąpił w komunistycznym państwie pierwszy sekretarz.

Faktem jest, że tak wielka liczba ludności, bardzo zróżnicowanej mimo prób unifikacji (włącznie z Tybetańczykami, którzy jednak są odmiennym narodem z wielką tradycją) potrzebuje silnych więzów, by to wszystko się utrzymało. Zróżnicowanie Chin jest obecne od ich początków, kiedy to jednoczyły się setki narodów w jeden twór państwowy – wreszcie w cesarstwo w III w. p. n. e. Silna, deifikowana władza cesarska spajała kraj. Komunizm jednak mimo swej nazwy nie spaja, a dzieli, budzi podejrzliwość między ludźmi, co potęgowane jest przez tzw. system zaufania społecznego, który zresztą Chiny chciałyby eksportować dzięki technologii na zachód. Taki wpływ Chin na Zachód, i to na Zachód, na którym leży Polska, przemieniłby się w samobójstwo „Państwa Środka”. Zlanie się z systemem chińskim (zresztą Unia Europejska przyjmuje chętnie prezenty od władz chińskich), spowodowałoby rozsadzenie go od wewnątrz. Wystarczy przypomnieć sobie historię Polski. Wszędzie gdzie nas wpuszczono, rozwalaliśmy całe siermiężne systemy.

Warszawa, 2024

 

copyright Rafał Witkowski

 

powrót na stronę główną