Rafał A. Witkowski

Jak panny na wydaniu
– czyli o instytucjach europejskich

z cyklu Errata do współczesności

Jak panny na wydaniu? Ważny dodatek: brzydkie panny. Tak, ale dlaczego? No właśnie pytam biurokratów „dlaczego?”. Machina biurokratyczna w Unii Europejskiej to akurat najmniej ciekawy wątek tematu, gdyż obecne w niej: nepotyzm, korupcja i niekompetencja to nuda powtarzana przez Unitów po cesarzach rzymskich, Borgiach (ach Lukrecja!), Robespierze, komunistach, faszystach i – związanych z tymi przedostatnimi i ostatnimi – korporacjonistach. Pseudoprawicowe media – no dobra, złagodzimy na „quasi-prawicowe” media – dziamkają o tym od dekad.

Zapatrzona bezkrytycznie Polska w Zachód, skopiowała także jego instytucje. Nieważne czy retoryka ich jest prawicowa, czy lewicowa – istota tych instytucji jest jednaka z Unijną. Czyli ta sama nuda. Może włodarze tutaj nie piszą, jak Muzeum Europy w Brukseli, że komunizm był „fascynującą ideą”, bo Polska – w przeciwieństwie do Belgów – doświadczyła Katyń i Gułagi. Zamiana czerwonego terroru na zielony terror jest jawna i rzucająca się w oczy, trącąca o banał. Tamten terror służył nomenklaturze komunistycznej, obecny terror służy niektórym korporacjom. O jakże banalny jest Zachód! Nie daj Boże kopiować jednak tych zza wschodniej granicy z ich oligarchicznymi korporacjami, złodziejami idei, technologii. Stamtąd nic dobrego nigdy nie przyszło, poza swądem odwiecznego gnicia.

Wydawało się, że kapitalizm – skoro wiadomo, że jest jedynym ustrojem powstałym w sposób naturalny, drogą ewolucji – nie będzie tłamszony przez włodarzy zarówno unijnych, jak i polskich – szczególnie ten ostatni przypadek jest dziwny, wszak doświadczyliśmy jako kraj degradacji ekonomicznej w komunizmie. Tymczasem korporacje, podobnie zresztą jak inne instytucje, także z nazwy „apolityczne” fundacje wchodzą w układy polityczne i tworzy się w ten sposób skorumpowany kapitalizm państwowy. Taka jest naturalna droga zaczynająca się na socjalizmie (odsyłam do Ontologii socjalizmu Jadwigi Staniszkis) tak bardzo obecnym w Zachodnim myśleniu i praktyce. Komuniści zafarbowali się najczęściej na zielono, uwłaszczeni hopsnęli z PRL-u do III RP i wprawiają system w stan gnilny, jak kiedyś.

Herbert Spencer wykazał, że gdy organizacja społeczna utworzona na modłę wojskową zastępowana jest przez społeczeństwo industrialne, społeczeństwo przybiera kapitalistyczny, indywidualistyczny, pokojowy, oparty na ugodowych wymianach dóbr organizm. Tak ukształtowało się społeczeństwo otwarte, o jakim pisali Bergson i Popper, w którym kompetencje pozwalały zmieniać status społeczny jednostki. Społeczeństwa postindustrialne powinny iść tą drogą naprzód, jednak cofnęły się, obarczając twórcze jednostki coraz większymi obciążeniami, przeszkodami i regulacjami. Idąc naprzód natomiast doszlibyśmy do merytokracji, takiej jaka miała miejsce w starożytnych Chinach, gdzie i kiedy instytucje były obsadzane drogą rzetelnych egzaminów pisemnych, a nie droga korupcji, nepotyzmu i kolesiostwa partyjnego. W ten sposób rósłby system, w którym kompetencja i kwalifikacje nie byłyby zagrożeniem dla róznych grup, lecz czymś pożądanym dla dalszego doskonalenia instytucji i dziedzin, którymi się zajmują.

Owszem, można uczyć się organizacji i systemu wspierania instytucji kultury od USA, gdzie są one stosunkowo wolne od nacisków partyjnych, gdyż są dotowane głównie przez prywatne fundacje. Jednak niech Amerykanie nie uczą nas demokratyzowania instytucji, bowiem z tą demokracją w Stanach Zjednoczonych było i jest słabo, zważywszy na dyskryminowanie czarnoskórych.

Rezultaty obecnej polityki kulturalnej w Polsce: są osoby obsługujące merytorycznie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, którzy nie wiedzą że nowoczesność w sztuce zaczęła się około połowy XIX wieku, a skandaliczne próby powołania dyrekcji Muzeum Literatury z nadania partyjnego odbiło się szerokim echem. Nazwa Instytutu Pamięci Narodowej mogłaby śmiało zostać zamieniona na „Instytut Hakowni Powszechnej”. Jedna z fundacji, z którą miałem nieprzyjemność współpracować powołała na jednego z członków rady programowej prof. Gertrudę Uścińską – ówczesną prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, podczas gdy założyciel i fundator tejże fundacji nie odprowadzał składek ZUS-owskich.

Jeśli są przedstawiciele instytucji, którzy uznają powyższe rozważania za wyssane z palca, nie będę wyprowadzał ich z błędu i dodam tylko, że poprawniej uznane mogą być za wyssane z palca środkowego.

 

Warszawa, 2025

 

copyright by Rafał Witkowski
wszelkie prawa zastrzeżone

 

powrót na stronę główną