Rafał A. Witkowski

Polska dialektyka

z cyklu Errata do współczesności

Polska miała światowej klasy logików: Tarskiego i Ajdukiewicza, jednak jak każdy inny naród, także nasz kraj ma swoją dialektykę – „logikę sprzeczności”, jak to się ładnie mówi dziś. Zasadnicza sprzeczność Polaków to opozycyjne cechy: megalomania i kompleks niższości, na co tak trafnie zwrócił uwagę Witkacy. Cechy te mieszają się i ich jednoczesne występowanie sprawia, że Polak nie wie czego chce. W związku z owymi cechami, uwielbia słuchać, jak Panasewicz śpiewa, że każdy tutaj – włącznie z nim – znaczy „mniej niż zero”. Na dialektykę Polaka i jego człowieczeństwa zwrócił uwagę już Norwid: „Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi…. Słońce, nad polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem” I ten sam Norwid o dialektyce jednostki tudzież narodu polskiego i polskiego społeczeństwa „Polacy są wspaniałym narodem i bezwartościowym społeczeństwem” – co tak dosadnie przekuł w swoją sentencję Piłsudski.

Teraz zdefiniujemy sobie pojęcie dialektyki, posiłkując się historią filozofii. Wyciągniemy z owej historii jedynie (pełne opracowanie tego zagadnienia wymagałoby napisania o nim tomów, na co nie mam ochoty) najważniejsze zręby, co sprawi, że będziemy mieli ogólny obraz tego pojęcia. Zatem wyjaśniając je będziemy zresztą posiłkować się klasyczną – zupełnie inną od nowoczesnej – dialektyką. Jeśli ktoś uważa, że jest to błąd logiczny idem per idem, potwierdza się tym samym moja krytyka dialektyki.

Pojęcia dialektyki pierwszy użył Heraklit w VI w. p. n. e. w kontekście swojej teorii jedności przeciwieństw, którą tak bardzo zwulgaryzowali i zbanalizowali Marks i Engels w materializmie dialektyczny. Ci dwaj zaś oddziałali paradoksalnie na współczesnych liberałów i konserwatystów (dlaczego w takim razie się kłócą? – nie wiadomo).

Dla Sokratesa i Platona dialektyka była sztuką dochodzenia do istoty rzeczy – idei, coraz dalszym uogólnianiem pojęć. Dla Arystotelesa – ucznia Platona – sztuką argumentacji i przedstawiania prawdopodobieństw w przeciwieństwie do logiki formalnej – sztuki myślenia, której podwaliny stworzył i która stanowi zgodnie z jego zamiarem instrument nauki.

W końcu antyku i w początkach średniowiecza Arystotelesowska dialektyka weszła w skład siedmiu sztuk wyzwolonych: trivium – dialektyki, gramatyki i retoryki obok quadrivium – astronomii, arytmetyki, muzyki, geometrii. Istniała tak w szkolnictwie aż do początku XIX wieku, do czasu gdy namieszali idealiści Fichte i Hegel. Ten pierwszy widział tworzenie pojęć w drodze dialektycznej: przez tezę, antytezę do syntezy. Hegel zastosował to do całej rzeczywistości, w której według niego dochodzi stopniowo do syntezy Ducha. Wspomniani Marks i Engels zastosowali dialektykę nie tylko do interpretacji przyrody (diamat – materializm dialektyczny), ale i historii (materializm historyczny), w którym w następstwie „walki klas”(tezy i antytezy) miało dojść do wytworzenia się społeczeństwa bezklasowego (syntezy; szybko okazało się, że na tej bazie tworzą się nowe klasy „czerwonej burżuazji” aparatczyków i reszty społeczeństwa, co przewidziała zresztą komunistka Róża Luksemburg). Materializm historyczny – komunizm nie doprowadzili do syntezy dziejów, lecz do skorumpowanego kapitalizmu politycznego w całym byłym bloku państw socjalistycznych. Do tego samego prowadzi internacjonalistyczny jawny kryptokomunizm w pozostałej części Europy.

I właśnie nie klasyczna, lecz Marksowska dialektyka jest tym, na czym opiera się argumentacja wielu liberałów (Rawls zaliczył zresztą Marksa w poczet liberalnych filozofów, zwracając uwagę na jego – w moim przekonaniu pokrętne – dążenie do wolności). Zaznaczmy, że sam Marks w jednym z listów do Engelsa chwalił się, że kiedy chce uargumentować jakiś absurd, stosuje swoją dialektykę. W ten sposób liberałom nie przeszkadza zatrudnianie w katolickich – liberalnych redakcjach zdeklarowanych ateistów; zdeklarowani katolicy zaś czasem nie uznają Biblii, bo nie rozumieją lub nie czytają jej; liberalnym instytucjom – jak Instytut Myśli Politycznej – zgodnie z ich standardami nie przeszkadza promowanie komunistycznych polityków i publicystów, mimo że głoszenie totalitarnych ideologii jest niezgodne chociażby z polską konstytucją, która słusznie tego zabrania.

Dzisiejszy świat społeczny w ogóle opiera się nie na zasadzie niesprzeczności Arystotelesa, a więc na logice, lecz na „logice sprzeczności”. Jest to przyczyną totalnej degrengolady: lewica dziś jest o poglądach wolnorynkowych, prawica – socjalistycznych, czyli panuje „ideologiczna schizofrenia”, co zresztą jest przypadłością nie tylko polską.

Przeciętny Polak popada w sprzeczności z samym sobą przez swoją metodę współżycia społecznego, którą można określić metodą „zastaw się a postaw się”: taka osoba zawsze musi występować w kontrze, nawet wtedy gdy ktoś mówi oczywistości lub kiedy wygłasza poglądy nawet zgodne z jego poglądami.

Kolejna sprzeczność jest natury genderowej: często mężczyźni są jak baby, kobiety jak faceci; kobiety to często karierowiczki pocące się nad klawiaturami pianin, panowie niańczą ich dzieci.

Polska dialektyka i tak jest delikatna w porównaniu z tą wśród Słowian wschodnich, których podstawowa sprzeczność (a więc alogiczność) tkwi w tym, że chcą korzystać oni z dorobku m.in. polskiego, a jednocześnie wobec Polaków są często prostaccy. Naturam mutare difficile est.

 

Warszawa, 2024

 

copyright Rafał Witkowski

wszelkie prawa zastrzeżone


 

powrót na stronę główną