Rafał A. Witkowski
Untologia koreańska
z cyklu Errata do współczesności
Koreańska tradycja jest wielka.
Składają się na nią m.in. buddyzm, konfucjanizm, taoizm, chrześcijaństwo. Odzwierciedlana jest w malarstwie, architekturze, literaturze (podobnie, jak w Chinach dużą wagę przywiązuje się tam do podań historycznych i biograficznych), tańcu. Tak jest w demokratycznej Korei Południowej. W totalitarnej Korei Północnej tradycje te są niestety niszczone. Ateistyczny komunizm zbiera tam żniwa represjonując ludzi religijnych, szczególnie chrześcijan. Umieszczani są oni w obozach koncentracyjnych, często skazywani na śmierć. Do religii wschodnich, jak buddyzm i konfucjanizm władze mają stosunek nieco łagodniejszy, jednak i ich przedstawiciele są odsuwani na boczny tor. Jest to postawa typowa dla krajów komunistycznych, religia jest dla tej ideologii konkurentką i zagrożeniem. Korea Północna, podobnie jak inne kraje totalitarne, łamie w ten sposób własną konstytucję w której gwarantowana jest wolność wyznania. Pozory tej wolności władze dają utrzymując kilka świątyń, które pokazywane są zagranicznym gościom (gościom, nad którymi za każdym razem roztaczana jest skrupulatna „opieka” służb północnokoreańskich).
Korea przed podziałem na Północną i Południową po II wojnie światowej była wielokrotnie pod znaczącym wpływem Chin, między XVII i XIX w. była wręcz zależna od „Państwa środka”; była także atakowana przez Japończyków, którzy od 1910 do 1945 rządzili na Półwyspie Koreańskim. W tym czasie zaznaczył swoją aktywność jako partyzant – Kim Ir Sen. Ten przyszły satrapa Korei Północnej wychowywany był w chrześcijańskiej rodzinie, jednak szybko ukąszony został przez marksizm. Duża część narodu koreańskiego z Kimem włącznie opowiadała się za Rosją w konflikcie rosyjsko-japońskim. Po dojściu Lenina do władzy w 1917 r. w Rosji, wielu Koreańczyków przyjęło wiarę komunistyczną.
Po pokonaniu Japonii przez USA, Japończycy zostali wypędzeni z Korei i zaczęła się rywalizacja między ZSRR a Stanami Zjednoczonymi o wpływy na Półwyspie. Komunistyczna Północ, w której do 1953 r., a więc do zakończenia wojny koreańskiej rzeczywistą władzę pełnili namiestnicy radzieccy, chciała zainstalować swoje władze także na opanowanym przez wpływy amerykańskie Południu. W 1950 r. Korea Północna zaatakowała Koreę Południową. W konflikcie wzięły udział po stronie Północy – Chiny i ZSRR po stronie Południa – USA. Wojna zakończyła się jedynie rozejmem – nigdy nie sporządzono i nie podpisano traktatu pokojowego.
Po 1953 r. Kim Ir Sen zaczął umacniać swoją władzę – przejmował najważniejsze stanowiska w państwie, w tym kierownictwo na wiodącą Partią Pracy Korei. Z czasem ogłosił się prezydentem i także po śmierci do dziś przysługuje mu ten tytuł. Wprowadził na wzór ZSRR i innych państw totalitarnych kult jednostki (kult swojej osoby, który przedstawiony został w filmie dokumentalnym pt. Defilada z 1989 r., w reżyserii Andrzeja Fidyka). Zaostrzył cenzurę (mimo wpisania do konstytucji wolności słowa), represje wobec opozycji. Roztoczył kontrolę nad wszystkimi dziedzinami życia – w tym nad kulturą, sztuką i nauką (aby mieć dostęp do ksiąg historycznych, filozoficznych, humanistycznych w ogóle – trzeba mieć specjalne pozwolenie od partii). Coraz większy nacisk kładł na militaryzację kraju.
W rywalizacji chińsko – radzieckiej Kim Ir Sen nie opowiedział się po żadnej ze stron. Od tego czasu formułować zaczął ideologię Dżucze, swego rodzaju autarkii. Krzewienie owej niezależności nie jest jednak konsekwentne, bowiem Korea Północna uzależnia się od samego początku od technologii i wsparcia ZSRR, dziś też Rosji, Iranu (który wspiera ją szczególnie w polityce nuklearnej), czerpała (i czerpie nadal mimo wykreślania z konstytucji odniesień do komunizmu po upadku ZSRR) wiele z europejskiego marksizmu, którego uczy się tam od najmłodszych lat dziecięcych, a portrety Marksa i Lenina widniały na defiladach.
Ideologia Dżucze, jak każda ideologia – służy trzymaniu społeczeństwa w ryzach. W moim przekonaniu to zamykanie się na Zachód i w ogóle na inne sposoby myślenia ma na celu stworzenie atmosfery oblężonej twierdzy, poczucia zagrożenia zewnętrznego, które to poczucie legitymizuje przykręcanie śruby i kontrolę wszystkich dziedzin życia. Każda ideologia potrzebuje wroga dla mobilizowania tłumu. Istotnie – w Korei Północnej panuje paranoidalny nastrój, a tamtejsza histeria wypływa na wierzch szczególnie po śmierci przywódców.
Najwyższym stanowiskiem w państwie było przewodnictwo w Narodowej Komisji Obrony, później Komisji Obrony Narodowej, obejmowane przez Kimów. I to potwierdza moją tezę z powyższego akapitu. Gdy w 1994 r. zmarł Kim Ir Sen jego następca – syn Kim Dzong Il sformułował nową doktrynę – Songun, która utworzyła z Korei Północnej państwo militarystyczne, w którym wszystkie dziedziny życia podporządkowane są militaryzacji (na zbrojenia przeznaczane jest ponad 15% pkb).
Kim Dzong Un – dzisiejszy przywódca północnokoreański kontynuuje politykę swojego ojca, w tym także politykę nuklearną, którą próbuje zastraszyć świat zachodni i której zaostrzanie i rozprężanie następuje cyklicznie. Trzeci z Kimów wydaje się osobą szaloną, gorzej nawet – kimś bez rozumu i przez to oraz w związku z tym, że dysponuje bombą atomową – niebezpieczną.
W związku z powyższym, skandalem jest to, że są – także w Polsce, gdzie konstytucja zabrania krzewienia systemów totalitarnych – grupy na głos przychylne ideologiom północnokoreańskim.
Z obrazu przywódców, jaki pojawia się z propagandy północnokoreańskiej wyłaniają się postaci starych – malutkich, którzy od dziecka rzekomo wiedzieli jak „wspaniale” potoczą się losy ich kraju. Faktem natomiast jest, że jako dorośli – dziecinnieją.
Warszawa, 2024
copyright Rafał Witkowski
wszelkie prawa zastrzeżone